To była noc jak każda inna noc, oczywiście była zimno, jak na wiosnę roku 2024. Chodziłem po mieście z nudy, jak normalny 16-latek. Nie chciałem wracać do domu po kłótni z ojczymem i moją matką, która pozwalała ojczymowi mnie bić – nawet dodawała swoje 5 groszy. Ale zmieniając temat tej historii, jeśli miałbym się opisać, jestem 16-latkiem bez ambicji i nie mającym powodzenia u dziewczyn. Mam dwóch znajomych, ale spotykam się z nimi raz lub dwa razy w miesiącu. Wróćmy jednak do mojej historii. Chodziłem sobie, nagle zauważyłem dziwną rzecz. Jakby... podłoga się zachwiała. Podeszłem bliżej i dotknąłem podłogi (wiem, to był głupi pomysł).
Nagle przelazłem przez podłogę. Zdążyłem tylko zobaczyć faceta w ciemnym kapturze patrzącego na mnie, a potem nastała ciemność. Po chwili poczułem, jak zacząłem spadać. Moje ciało cięło wiatr jak nóż ciasto. Byłem w takim szoku, że nie ogarniałem, że spadłem na nogi w jakimś lesie. Drzewa były wielkości wieżowców. Oczywiście potrąciłem się o gałęzie. Po chwili poczułem ogromny ból w nogach. Były złamane (podejrzewam, że przez szok nie poczułem bólu, gdy spadłem). Wiedziałem, że mięso i kości odstają wszędzie, widziałem krew.
Ale resztkami sił udało mi się przeczołgać na jakieś pole. Widziałem tylko jakąś kobietę, która biegła w moją stronę. Obudziłem się w jakimś pokoju (wyglądał jak za czasów rycerzy i smoków, hehe...). Powiedziałem sobie w głowie, zobaczyłem kobietę obok mnie. Coś do mnie mówiła, ale nie wiedziałem co. Strasznie wyglądała... jak... czarodziejka?
Po chwili patrzenia w szoku na nią, pokazała jakiś znak. Nie wiem, co to było, ale wyglądało jak litery w tych nowoczesnych knajpach. Powiedziała coś i nagle zemdlałem...